29 lip 2008

Punkt widzenia

Ostatnio w jednym z komentarzy analityków przeczytałem "Po kilku kiepskich miesiącach w końcu poprawa na rynku nieruchomości. Średnia cena kupna mieszkania w mieście X wzrosła o Y%". Pomijam to, czy aby analityk pisze prawdę (analitycy i pisane przez nich głupoty to temat na osobny wpis). Moją uwagę zwróciło głównie to jak odruchowo niektórzy oceniają pewne zmiany na rynkach i pytanie co jest poprawą a co pogorszeniem? Analityk odruchowo przyjął, że wzrost cen to "poprawa". Nie interesuję się rynkiem nieruchomości aż tak bardzo i nie mam zamiaru w najbliższym czasie na nim inwestować (do czasu, do czasu!), ale takie założenie wzbudziło u mnie spore podejrzenia. Jak mówi bowiem stare porzekadło "punkt widzenia zależy od punku siedzenia". A więc jeśli:
  • Kupiłeś nieruchomość w celach spekulacyjnych i chcesz sprzedać.
  • Kupiłeś nieruchomość dawno temu, lub odziedziczyłeś nagle spadek i chcesz z różnych przyczyn wkrótce sprzedać.
  • Kupiłeś nieruchomość na kredyt i przez najbliższe 20 lat będziesz drżeć na myśl, że mogłaby stracić na wartości i nagle twoje zabezpieczenie kredytu będzie mniej warte.
  • Wynajmujesz komuś mieszkanie i boisz się, że po spadku cen mieszkań, spadną też ceny wynajmu.
  • Pracujesz w firmie budowlanej lub w banku (który udziela kredytów hipotecznych).
  • Zajmujesz długą pozycję w akcjach firmy budowlanej lub banku. (W zasadzie długa pozycja w innych akcjach też wchodzi w ramy tego punktu)
No to na pewno interesują cię tylko i wyłącznie wzrosty cen nieruchomości. Ale jesli:
  • Chcesz w najbliższym czasie kupić nieruchomość lub wybudować dom.
  • Wynajmujesz mieszkanie i boisz się, że wraz z cenami kupna w górę pójdą ceny wynajmu.
  • Zajmujesz krótką pozycję w akcjach.
  • Pracujesz w firmie windykacyjnej.
Wtedy kryzysem dla ciebie będą wzrosty cen, a poprawą spadku. Szczególnie pierwszy z wymienionych punktów jest istotny, bo dość sporo osób może znajdować się w tej sytuacji. Jest też wiele sytuacji, w których twój stosunek będzie neutralny wobec zmian cen, tak jak obecnie jest w moim przypadku.

W przypadku nieruchomości częściowym usprawiedliwieniem dla analityków może być fakt, że nagłe i duże spadki cen nieruchomości mogą wywołać kryzys w innych branżach gospodarki (hmm przynajmniej z punktu widzenia większości). Wtedy analityk pochyla się po prostu nad wolą większości. Powinien jednak według mnie co najmniej zachować umiar i nie używać zbyt silnych, emocjonalnych słów. Nieruchomości, nieruchomościami, ale co powiecie o rynku pracy? Tutaj jak mało gdzie widać wyraźnie, że są dwie strony. Dla pracodawców dobre jest wysokie bezrobocie, bo mogą przebierać w pracownikach i obniżać im pensje. Dla pracowników oczywiście dobre jest niskie bezrobocie. A więc co ma na myśli dziennikarz pisząc "poprawa na rynku pracy"? Wydawać by się mogło, że jednak pracowników, bo oni na tym rynku są większością (przynajmniej liczebnie). A jednak bywa różnie, spotkałem się już z różnymi artykułami i punktami widzenia. Trzeba się do tego po prostu przyzwyczaić, że zależy on od punktu siedzenia...

18 lip 2008

Dźwignia finansowa II - na giełdzie

We wstępie opisałem cechy dźwigni finansowej w "normalnym" biznesie. Na rynku kapitałowym dźwignia jest również popularna. Jej podstawowym celem jest zwiększenie wahań zysku/straty przy obracaniu instrumentami o małej zmienności. Na przykład kursy walut zmieniają swoje wzajemne relacje zazwyczaj o dziesiąte części procenta dziennie. Nie zapewnia to wystarczającej adrenaliny graczom, ani nie daje im nadziei na duże zarobki (i vice-versa straty). Aby było ciekawiej brokerzy wymyślili więc, że inwestor może kupić/sprzedać kontrakty lub inne walory o wartości znacznie większej niż stan jego rachunku. Zyski i straty są na bieżąco doliczane do jego rachunku i jeśli straty zaczną niebezpiecznie rosnąć, to broker może wezwać inwestora do dopłaty (tzw. margin call) lub nawet automatycznie zamknąć jego pozycje. Wiadomo, firmy brokerskie nie chcą na tym nic stracić, całe ryzyko ponosi klient. Z powyższych rozważań wynika jednoznacznie, że używając lewara KONIECZNIE trzeba używać sensownych stop lossów. Chyba, że godzimy się na to, że takim stop lossem ma się stać margin call i automatyczne zamknięcie pozycji. Wtedy jednak zazwyczaj tracimy prawie całość zainwestowanych środków.
Dźwignia finansowa na rynku kontraktów terminowych, czy walut ma kilka cech, których na pozór nie widać, albo przeciętny gracz nie myśli o nich:
  • Dźwignia lewaruje prowizje, a więc zysk brokera. Nie lewaruje strat, więc broker jest zainteresowany jak największym lewarem i dlatego niektórzy dają 1:100 i więcej. Jak to działa ? To proste. Prowizja na rynku Forex to tzw. spread, czyli różnica pomiędzy ceną rynkową, a tą za jaką broker kupi lub sprzeda ci kontrakt. Na rynku kontraktów terminowych jest podobnie, broker pobiera stałą opłatę. Ta opłata to pewna liczba punktów, przy czym każdy punkt to x zł. I uwaga, teraz najlepsze: opłata jest nominalnie stała niezależnie od wysokości dźwignie, lecz procentowo tym większa, im większa jest dźwignia. Dla przykładu: grasz kontraktem o wartości 10000zł, a prowizja to zawsze 20zł. Jeśli masz kapitał (w postaci depozytu zabezpieczającego) o wysokości 5000zł (dźwignia 1:2), to prowizja zje 0.4% twojego kapitału. Jeśli użyjesz większej dźwigni grający wspomnianym kontraktem przy 1000zł depozytu (lewar 1:10) to 20 zł stanowi już 2% twojego kapitału i broker zainkasuje prowizję o jakiej przy klasycznym zakupie akcji mógłby tylko pomarzyć. Niby tobie wydaje się to wszystko jedno: 20zł to 20zł. Jednak w tym drugim przypadku mógłbyś mając 10000zł kupić 5 kontraktów i zapłacić 100zł. Na to liczy broker i zwiększa lewar do granic przyzwoitości.
  • To, że dźwignia lewaruje nie tylko zysk ale i stratę jest oczywiste. Wielu wzruszy przy tym ramionami twierdząc, że stratę ograniczy im stop loss. Jednak problem leży w tym, że przy dużych potencjalnych stratach trzeba stop lossa ustawiać bardzo ciasno. Przy dźwigni 1:100 np. na Forexie już kilka pipsów (tysięcznych części punkta) powoduje zauważalne straty. Rozsądny gracz, który nie chce sobie pozwolić na szybką utratę kapitału ustawia więc zazwyczaj SL na poziomie kilkunastu punktów. ...I po kilkunastu transakcjach zauważa, że i tak traci kapitał. Ciasny SL co chwilę wyrzuca go z rynku ze stratą. Owszem zdarzają się ruchy po kilkadziesiąt pipsów, czasem nawet ponad 100, ale są bardzo, bardzo rzadko i tak naprawdę nie oddają tego co traci cała seria wyjść na SL. Ciasny SL powoduje w pierwszej kolejności, że gracz musi grać w bardzo krótkim interwale czasowym. Gra na danych dziennych, czy nawet godzinowych odpada, bo nawet przy silnym trendzie zawsze i co chwilę występują drobne korekty zamykające mu pozycję. To m.in. dlatego gracze Forex tak nieustannie i maniakalnie śledzą notowania... Przy silnym trendzie czasem uda się większy ruch, jednak gdy popatrzymy na wykresy w skali mikro w jakiej musi patrzeć gracz używający dźwigni 1:100, to widać, że większość ruchów to trendy w trendach w trendach albo korekty w korektach w korektach. Wykresy stają się tak skomplikowane i tak rozedrgane, że praktycznie losowe. Analiza techniczna i fundamentalna przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, a gra zmienia się hazard: liczenie na to, że przypadkowo wstrzelone większe ruchy bez jakiejkolwiek korekty oddadzą to, co zabrały serie wyjść na SL. Oczywiście przy inwestowaniu bez dźwigni lub z niewielką także możemy doznać sporych strat przy serii SL lub zmienić naszą grę w loterię, jednak istnieją metody AT i AF pozwalające zwiększyć statystycznie nasze szanse, a przynajmniej oszacować współczynnik zysk/ryzko.
  • Brokerzy nie zwiększają dźwigni w nieskończoność po pierwsze po to, aby gracze nie zauważali poprzedniego punktu, a po drugie ponieważ zasady z tego punktu powodują, że przy dużej dźwigni mogłaby pojawić się spora liczba bankrutów od których nie zawsze firma borkerska skutecznie odzyskałaby dług. Dźwignia to w istocie gra za pożyczone pieniądze. Pożyczając pieniądze na grę na giełdzie zamiast samemu grać, broker ma stały, nieobjęty ryzykiem dochód. Ryzyko jest przerzucone na klienta i to jest fajne. A im większa dźwignia, tym większe odsetki od kredytu i wtedy jest naprawdę fajnie. Aż do poziomu przy którym większość kur znoszących te złote jaja mogłaby powyzdychać. I to jest ta granica, której nie przekraczają (zazwyczaj) firmy żyjące z kredytów, a jak się okazuje należą do nich także firmy brokerskie i domy maklerskie. Wiedząc o tym powinniśmy starać się nie zbliżać do granicy maksymalnej dopuszczalnej dźwigni.
Jak zmniejszyć dźwignię jeśli nie chcemy maksymalnej? Bardzo prosto: wystarczy trzymać w depozycie większą kwotę niż niezbędne minimum. Na przykład: gramy kontraktem na indeks o wartości 26000zł. Przyjmijmy, że minimalny depozyt to 2600zł co daje nam dźwignię 1:10. My jednak jesteśmy uparci i nie korzystamy z dobrodziejstwa biura maklerskiego i trzymamy w depozycie 5200zł. I nie ruszamy tej kwoty przez cały czas gdy mamy otwartą pozycję! Nasz faktyczny lewar to tylko 1:5 (5200/26000).

To, jaki poziom dźwigni jest optymalny zależy od wielu czynników. Od zmienności instrumentu bazowego, od skłonności inwestora do ryzyka, od wielkości jego całkowitego kapitału itp. Nie ma na to złotej rady. Każdy powinien sobie obliczyć następujące rzeczy: wielkość SL jaki jest dla niego akceptowalny, wielkość straty przy SL i porównać swój SL z typową zmiennością instrumentu bazowego. Jeśli SL to 10 punktów, a typowa zmienność dzienna to 100 punktów, to jasny znak, że dźwignia jest za duża i trzeba ją zmniejszyć. Jeśli natomiast SL to 10 punktów, a typowa zmiana dzienna to 0.01 punkta, to warto pomyśleć o zwiększeniu dźwigni. Ja osobiście polecam dla kontraktów futures GPW (np. na WIG20) dźwignię 1:3 lub 1:4 a dla rynku Forex 2,3 razy większą. Z tym, że nie gram aktywnie na Forexie, więc nie będę się wypowiadać w tym temacie.

15 lip 2008

Dźwignia finansowa I - wstęp

Czym jest inwestowanie z użyciem tzw. lewara lub inaczej dźwigni finansowej ? Aby wyjaśnić znaczenie tego terminu w inwestowaniu należy najpierw sięgnąć do jego pierwozoru używanego przez ekonomistów. Dźwignia finansowa oznacza lepsze wykorzystanie kapitału własnego poprzez umiejętne użycie kapitału obcego (np. kredytu). Oto przykład: mamy 100 tys. zł i pomysł na niezły biznes dający nam 10% zysku. Załóżmy, że jest to taki biznes, w którym zysk jest stały niezależnie od ilości zainwestowanego kapitału, czyli każda złotówka daje 1.10zł nieważne jak dużo ich już zainwestowaliśmy. Jeśli użyjemy kapitału obcego możemy poprawić zysk i rentowność kapitału własnego. Załóżmy jeszcze, że mamy dostęp do kapitału kosztującego 7% (w okresie takim jak nasza inwestycja). Oto kilka możliwych wariantów:
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 0 --> ZYSK = 10.000 Rent. kap. = 10% Rent kap. własn. = 10%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 100.000 --> ZYSK = 20.000 - 7.000 = 13.000 Rent. kap. = 6.5% Rent kap. własn. = 13%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 200.000 --> ZYSK = 30.000 - 14.000 = 16.000 Rent. kap. = 5.33% Rent kap. własn. = 16%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 300.000 --> ZYSK = 40.000 - 21.000 = 19.000 Rent. kap. = 4.75% Rent kap. własn. = 19%
Jak widać w miarę jak rośnie użyty kapitał obcy rośnie zysk oraz rentowność kapitału własnego (czyli to o co nam chodziło) spada natomiast rentowność całkowita kapitału, bo musimy spłacać coraz więcej odsetek(jednak rentowność całkowita kapitału jest znacznie mniej istotna). "Super, no to zwiększmy ilość kapitału obcego ile się tylko da!" - można by rzec. Pomijając fakt, czy bank lub inny kapitałodawca zechce dać nam dużą sumę przy małym wkładzie własnym, trzeba zastanowić się czy aby nie stąpamy po zbyt cienkim lodzie. W realnym świecie nie ma biznesów, które są pewne i zawsze dają zakładaną stopę zwrotu. Wystarczy, że rentowność spadnie nam do 5% i uzyskamy następujący efekt:
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 0 --> ZYSK = 5.000 Rent. kap. = 5% Rent kap. własn. = 5%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 100.000 --> ZYSK = 10.000 - 7.000 = 3.000 Rent. kap. = 1.5% Rent kap. własn. = 3%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 200.000 --> ZYSK = 15.000 - 14.000 = 1.000 Rent. kap. = 0.5% Rent kap. własn. = 1%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 300.000 --> ZYSK = 20.000 - 21.000 = -1.000 Rent. kap. = -0.5% Rent kap. własn. = -1%
Ojej, co się stało? Mamy wciąż dochodowy biznes, a jednak w ostatnim przypadku otrzymaliśmy stratę. Wynika to z tego, że nasz biznes nie tylko nie zarobił dość dużo na odsetki od obcego kapitału, ale wręcz zarobek na kapitale własnym nie wystarczył do pokrycia odsetek. W poprzedniej symulacji wraz ze wzrostem ilości kapitału obcego wzrastał nam zysk i rentowność zainwestowanych własnych środków. Przy pomocy efektu nazywanego przez ekonomistów dźwignią finansową (w slangu lewarem) zwielokrotniliśmy zysk. A teraz zadziałało to w drugą stronę i zwielokrotniliśmy straty. A co by było gdyby nie daj Boże nasz biznes przyniósł realną stratę na kapitale (np. konkurencja obniżyła ceny i zmusiła nas do sprzedaży poniżej kosztów zakupu, byle tylko pozbyć się towaru z magazynu)? Zakładamy rentowność -5%:
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 0 --> ZYSK = -5.000 Rent. kap. = -5% Rent kap. własn. = -5%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 100.000 --> ZYSK = -10.000 - 7.000 = -17.000 Rent. kap. = -8.5% Rent kap. własn. = -17%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 200.000 --> ZYSK = -15.000 - 14.000 = -29.000 Rent. kap. = -9.6% Rent kap. własn. = -29%
  • Kap. własny = 100.000 kap. obcy = 300.000 --> ZYSK = -20.000 - 21.000 = -41.000 Rent. kap. = -10.25% Rent kap. własn. = -41%
Prawdziwa katastrofa! Nasz biznes nie jest aż tak mocno stratny (cóż, -5% w realnym świecie zdarza się często), a mimo to w ostatnim przypadku tracimy prawie połowę zainwestowanego kapitału. Mieliśmy 100 tys. zł. a zostaje nam 59 tys. zł. A gdybyśmy nie używali kapitału obcego zainkasowalibyśmy nasze 5 tys. zł. straty i moglibyśmy z pozostałe 95 tys. zł. zainwestować w inny biznes. A jeśli strata będzie większa niż 5% ? Łatwo policzyć, że przy dźwigni 1:4 i stracie powyżej kilkunastu procent nie tylko stracimy cały nasz kapitał, ale sporo pożyczonego i zostaniemy bez majątku a za to z długami. Wniosek: z dźwignią finansową jest jak z kijem - ma dwa końce. Niestety potencjalne straty są zwykle dużo istotniejsze niż potencjalne zyski.

W realnym świecie ciężko będzie uzyskać kapitał 3-krotnie przekraczający kapitał własny. Nie ma jednak z tym żadnego problemu na giełdzie. Jaka dźwignia was interesuje ? 1:5. 1:8 ? 1:10 ? Nie ma problemu. Takie dźwignie obowiązują na GPW przy grze kontraktami terminowymi na indeksy. A może 1:100? Wariactwo? Niezupełnie, tyle zaoferuje wam każdy broker rynku Forex. Co prawda instrument bazowy, czyli wzajemny kurs dwóch walut nie podlega zazwyczaj zbyt dużym wahaniom, ale... W kolejnym wpisie napiszę więcej na temat jakie jeszcze dodatkowe aspekty dotyczą dźwigni na rynkach kapitałowych i dlaczego nie korzystam z "dobroci" brokerów rynku Forex.

10 lip 2008

Opcje

Opcje całkiem niezasłużenie uznawane są za bardzo ryzykowny instrument. Owszem, zmiany wartości notowań pojedynczej opcji w ciągu jednej sesji są nieraz dość znaczne. Jednak sposób kontrukcji tego waloru umożliwia stworzenie wielu ciekawych strategii, które nie tylko znacząco zmniejszają ryzyko, ale są nie do powtórzenia na żadnym innym instrumencie. Osobiście uważam, że inteligentnie używane opcje są bezpiecznym narzędziem, które może dawać spore zyski. Dużo bardziej ryzykowną i niebezpieczną jest dla mnie gra na jakimkolwiek lewarowanym instrumencie, np. na kontraktach na indeks lub walutę (będzie o tym wkrótce wpis).

Początkujący powinni poczytać nieco o opcjach, np. tutaj: http://bossa.pl/edukacja/opcje/wprowadzenie/ Warto poświęcić chwilę czasu i zapoznać się z tym jak skonstruowany jest ten instrument, jak tworzone są oznaczenia kodowe (aby móc łatwo rozpoznawać odpowiednie opcje w tabeli notowań) i jakie są najpopularniejsze strategie (np. stelaż czy motyl). Wydaje mi się jednak, że już wchodzenie w tzw. opcyjną grekę jest przesadą. Nadmiar informacji więcej zaciemnia niż objaśnia. Dla mnie, i jak sądzę dla większości początkujących i średniozaawansowanych osób, najważniejsze będą takie cechy opcji:
  • Wartość opcji zależy od (kolejno coraz słabsze zależności): wartości instrumentu bazowego, czas do wygaśnięcia i zmienność instrumentu bazowego. Przy czym zmienność może być ważniejsza od czasu, w zależności od rodzaju opcji. Biorąc te trzy elementy razem można wyliczyć teoretyczną wartość opcji używając jednego z wielu modeli wyceny. Najpopularniejszym z nich jest model Blacka-Scholesa. Wyceny wykonane za jego pomocą widnieją w wielu serwisach notowań jako wartości odniesienia dla opcji. Dodatkowym czynnikiem wpływającym na wartość opcji jest czynnik psychologiczny oraz ocena rozwoju wypadków przez inwestorów. Jeśli inwestorzy oczekują spadków, to opcje call wycenią niżej niż opcję put o podobnej wartości teoretycznej. Warto pamiętać o tym, że ta subiektywna ocena opcji może czasem mieć większy wpływ na jej wartość niż wszystkie pozostałe. Zazwyczaj tym większy im bliżej do terminu wygaśnięcia opcji.
  • Opcja może mieć tzw. wartość wewnętrzną. Jeśli wartość indeksu WIG20 wynosi 2500 to opcja call 2600 będzie miała wewnętrzną wartość 100 punktów. Oznacza to, że jeśli opcja wygasałby właśnie w tej chwili jej posiadacz otzymałby 1000zł (100 punktów * 10).
  • Potencjalna największa strata dla transakcji zakupu/sprzedaży opcji (w odróżnieniu od wystawienia opcji, czego tutaj nie rozważam) wynosi 100% wartości zakupu opcji. Potencjalny zysk jest nieograniczony. Jest to lepsza sytuacja niż w przypadku lewarowanego handlu kontraktami. Warto dodać, że wbrew pozorom sytuacja przy zakupie akcji jest podobna: możesz stracić całą sumę (w przypadku bankructwa spółki) lub większość (w przypadku długich i ciężkich spadków). Większe bezpieczeństwo po zakupie akcji to tylko złudzenie, o czym doskonale mogli przekonać się w ostatnich miesiącach właściciele akcji tzw. MISiów. W przypadku opcji główną różnicą jest to, że znaczenie ma czas. Gdy opcja wygaśnie, to wygaśnie i nie będziesz mógł, jak w przypadku akcji, zostać tzw. "inwestorem długoterminowym" (popularna wymówka osób, które nie zdążyły sprzedać akcji na czas). Tylko używanie stop lossów może uchronić cię od dużych strat. Opcje są nieco trudniejsze do ujarzmienia przy pomocy stop lossów ze względu na spore codzienne wahania. Trzeba wziąć na to poprawkę używając odpowiednio małej części kapitału do gry (patrz Zarządzanie kapitałem) i użyć większego niż zwykle stop lossa (ja używam dla opcji 20%).

Mimo tego co napisałem w ostatnim punkcie przyznaję, że kupowanie pojedynczej opcji bywa mocno ryzykowne. Szczególnie gdy kupujemy opcje o dużym odchyleniu od kursu bazowego i z bliskim terminem wygaśnięcia. Duży ruch instrumentu bazowego w kierunku przeciwnym do naszych założeń może szybko zmasakrować naszą pozycję. Dlatego tylko z rzadka kupuję pojedynczą opcję, tylko za niewielką kwotę i raczej tylko jako narzędzie do zashortowania indeksu (gdy przewiduję spore spadki). Częściej stosuję swoją kombinację popularnych strategii symetrycznego zakupu opcji. Kupuję opcję call i put oddalone o tą samą odległość od wartości indeksu WIG20 (najczęściej ok 300 punktów, ze względu na to, że na spekulację opcjami przeznaczam jak na razie nie więcej niż 1500zł z czego wynika mi, że wartość obydwu pozycji nie może być większa niż 500zł aby nie przekroczyć dopuszczalnego przeze mnie ryzyka). Śledzę sumaryczną wartość obydwu opcji stosując trailing stop loss do tej właśnie wartości. Suma cen symetrycznych opcji ma tendencję do bycia w miarę stabilną i tak naprawdę zależy przede wszystkim od zmienności a nie od wartości indeksu. Inaczej mówiąc, gdy jedna z opcji tanieje, druga drożeje. Gdy zmienność znacząco spada i wchodzimy w trend boczny - obie opcje mogą w sumie być warte coraz mniej i może odezwać się mój stop loss (20%). Wtedy, trudno - zamykam pozycję. Ciekawie natomiast robi się, gdy ruch indeksu w stosunku do momentu zakupu robi się nieco większy (200 punktów i więcej). Wtedy najczęściej jedna z opcji drożeje znacznie bardziej niż druga tanieje i całkowita wartość zaczyna rosnąć. W momencie, gdy droższa z opcji jest warta więcej niż suma zakupu obydwu opcji + 20% (a więc sprzedając tylko tę opcję mam na pewno 20% zysku) ustawiam dodatkowy stop loss (dość wąski) dla tej droższej opcji. Gdy droższa się sprzeda ustawiam stop loss dla tańszej (zapewne w tym momencie niewiele wartej). Wartość tego SL określam w stosunku do ceny aktualnej (jakbym ją przed chwilą kupił) i zaczynam czekać na korektę :-) Wzrost wartości drugiej opcji to mój bonusowy zysk.

Podsumowując: opcje mogą dać wiele korzyści przy ograniczonym ryzyku jednak ich użycie wymaga zawsze chwili namysłu, wymyślenia strategii i bezwzględnego trzymania się jej. Opcje nie wybaczają błędów. Jeśli w chwili euforii kupisz za całą swoją gotówkę grupę tanich opcji, to
jest to prosta droga do bankructwa. W dalszych wpisach postaram się podać więcej ciekawych strategii opcyjnych, w tym m.in. jak przy pomocy opcji zabezpieczyć swoje pozycje w akcjach używając opcji jako swoistego stop loss.

9 lip 2008

Reaktywacja

Ze względu na natłok pracy zawodowej nie publikowałem niczego od dobrych kilku miesięcy. Teraz udało mi się wygospodarować nieco wolnego czasu codziennie i postaram się odkurzyć tego bloga i prowadzić go regularnie. Mam nadzieję, że będę mieć też więcej czasu na zajmowanie się giełdą, inwestycjami i wszystkim co jest z tym związane. Postaram się także dopracować swój system.

W samym blogu zaszły pewne zmiany organizacyjne, mam nadzieję że na lepsze. Pozostaje mi jeszcze podciągnąć się w zbieraniu kapitału. Z 10 tys. zł, które określiłem jako startowe mam już 8500zł na kontach w mBanku i Bossie. W trakcie cały czas testuję swój swój system "na żywo" przy użyciu niewielkich kwot.

Disclaimer:
blog ten
jest blogiem hobbystyczno-edukacyjnym. Jego treść nie powinna być interpretowana jako rekomendacja jakichkolwiek decyzji inwestycyjnych. Autor nie jest zarejestrowanym doradcą finansowym w Polsce, a wszelkie decyzje inwestycyjne są wyłączną odpowiedzialnością czytelnika.