12 mar 2008

Stop loss 2

Jest taki dowcip, w którym tkwi bardzo dużo prawdy: Kto to jest inwestor długoterminowy ? Jest to spekulant, który nie stosował stop loss'ów.

Choć wiele osób skrzętnie to ukrywa, jednak do zastosowania techniki kup i trzymaj i generalnie mówiąc do długiego przywiązania się z konkretnym papierem "zmusiła" ich spora strata poniesiona na samym początku. Jeśli straty nie ucięło się przy 5-10% i pozwoliło się jej przekroczyć poziom 30% pozostaje już tylko robić dobrą minę do złej gry i naganiać na zakup na forum Parkietu ha ha.

Mnie osobiście o potrzebie stosowania SL przekonała ostatecznie nauczka, którą otrzymałem. W zeszłym roku, gdy startował rynek NewConnect, poniesiony owczym pędem oraz zindoktrynowany propagandą sukcesu sterników GPW, postanowiłem pospekulować na akcjach NC. Z góry założyłem, że spółki na tym rynku mogą podlegać większym wahaniom, więc przyjąłem spory SL równy 10%. Pierwszego dnia kupiłem (na szczęście za niewielką sumkę) akcje Digital Avenue. Nie zwracając uwagi na to, że jest to spółka widmo o której niewiele wiadomo i że cena emisyjna jest o wiele za wysoka (w stosunku do i tak wątpliwej wartości księgowej spółki) kupiłem trochę akcji po 38zł. za sztukę. Wiele osób kupowało je wtedy w euforii płacąc nawet ponad 45zł. Niestety już pierwszego dnia notowań kurs załamał się, a obroty zaczęły słabnąć. Gdy przeciął 35zł byłem święcie przekonany, że to tylko korekta i że na pewno za chwilę tłumy rzucą się do zakupu tej świetnej, perespektywicznej spółki działającej na przyszłościowym polu nowych technologii. Tak się nie stało. Kurs nadal spadał. Gdy spadł do 30zł powinienem sprzedać realizując stratę. Nie zrobiłem tego. "Zobaczę jeszcze chwilę jak się to potoczy", "zaraz chyba odbije", "jeszcze kilku wyrzuci i już na pewno większość podaży zniknie". Kurs spadał jak zaczarowany. Strata zwiększyła się do 20%, a kolejne dni były coraz gorsze. Kurs spadł poniżej ceny emisyjnej, która wydawała mi się "barierą nie do przebicia". Potem sparaliżowała mnie niemoc. Czułem niemal fizyczną niechęć do sprzedaży ze stratą 20-30%. Tak duża strata procentowa bolała nawet jeśli kwota nie była wielka. Trzeba było bowiem przyznać się do popełnienia szergu błędów. Teraz zacząłem myśleć, że jakoś przeczekam, może tydzień, a może miesiąc - nie spieszy mi się. Niestety cena nadal spadała przebijając poziom 20zł potem 19, 18, 17. Potem odkryłem smutną prawdę, że gdy strata przekroczyła 50% - kolejne straty przestały mnie boleć. Ich rozmiar był już niewielki w porównaniu do strat początkowych. Gdy walor taniał o 6% to było to tylko 3 i mniej % mojego wyjściowego kapitału. Poniżej 17zł sprzedaż naprawdę straciła dla mnie sens. Po co wypłacać takie nędzne resztki, może lepiej przetrzymać to przez wiele miesięcy lub lat czekając aż spółka zacznie zarabiać i wróci do dawnych poziomów ? W końcu przestałem w ogóle śledzić na bieżąco notowania spółki. Tymczasem jej kurs spadał nadal! Któregoś ranka liznął poziom 10zł. I dopiero wtedy zaczął nieco zwyżkować. Wtedy przemyślałem wszystko raz jeszcze i zdałem sobie sprawę, że należy to w końcu sprzedać i uratować choćby resztkę zainwestowanego kapitału. W końcu ona może jeszcze zarabiać! Poczekałem aż wzrostowa korekta się rozwinie i sprzedałem ok 18zł. Było to o ile pamiętam w styczniu. Patrząc dziś na wykres widać, że waha się on w zakresie 13-19zł i o powrocie do 30-40 nie ma nawet mowy. Być może kiedyś wróci w te rejony, ale ja nie chcę blokować sobie kapitału.

Popatrzmy jeszcze raz na ten przykład, bo ukryta jest w nim niepozorna, ale ciekawa informacja. W trakcie gdy ja lizałem rany po gigantycznej stracie aby w końcu heroicznie wyjść ze stratą nieco ponad 50%, kurs zaliczył rajd z 10 do 18zł. Czyli wzrósł o 80%. Wow, co za zysk i w dodatku w ciągu ok 2 tygodni! Wychodzi na to, że gdybym nawet, niech będzie, sprzedał ze stratą 30% i następnie wykorzystał powiedzmy 2/3 ruchu w górę zyskując ok 50%, to byłbym do przodu o kilka procent (kto nie wierzy, że tylko kilka a nie 20 niech przeliczy na kalkulatorze, tak właśnie działa strata 30% - do odrobienia jest zysk znacznie większy). A więc nawet zła inwestycja podyktowana owczym pędem, ignorowaniem fundamentów itp. itd. mogła przerodzić się w zyskowną.

Oczywiście zdarzyło mi się i to nie raz, wielokrotne, ciągłe i uparte wypadanie z rynku na SL. Jest tak najczęściej gdy występuje trend boczny lub gdy działa się przeciwko rynkowi. Per saldo stosowanie SL i tak jest opłacalne. Chroni bowiem nasz kapitał dając nam dalej szansę na zajmowanie się giełdą inaczej niż tylko teoretycznie.

Jedynym rodzajem transakcji, na którym nie mam zamiaru stosować jawnie SL jest spekulacja na rynku opcji. Nie chodzi oczywiście o nadmierne wystawianie się na ryzyko. Specyficzne zasady, którymi rządzą się opcje skłaniają mnie do zastosowania innej strategii. Opiszę to w jednym z kolejnych postów.

W temacie SL pozostało do omówienia jeszcze kilka ciekawych kwestii, jak choćby wielkość SL. Dlatego też jeszcze wrócimy do tej tematyki. Najpierw jednak zajmę się poruszeniem sprawy zarządzania kapitałem. Trochę teoretycznych przemyśleń jest niezbędnych zanim zdefiniuję podstawowe założenia mojego systemu.

Brak komentarzy:


Disclaimer:
blog ten
jest blogiem hobbystyczno-edukacyjnym. Jego treść nie powinna być interpretowana jako rekomendacja jakichkolwiek decyzji inwestycyjnych. Autor nie jest zarejestrowanym doradcą finansowym w Polsce, a wszelkie decyzje inwestycyjne są wyłączną odpowiedzialnością czytelnika.